
Te protesty zarówno samorządowców jak i związkowców okazały się skuteczne. Resort zrezygnował z pomysłu zmiany nazwy szkół wprowadzenia szkół podstawowych na powszechne. Ale i tak katalog wątpliwości nadal jest całkiem obszerny. Władze gmin nie wiedzą co mają zrobić z nauczycielami, którzy zostaną zwolnieni z gimnazjów, ani z pustymi budynkami po zlikwidowanych szkołach. Denerwują się również sami nauczyciele. Minister obiecywała, że do 16 sierpnia opublikuje siatki godzin, czyli wykazy obowiązkowych godzin danego przedmiotu. Mamy prawie połowę listopada, a tego dokumentu nadal nie ma.
Zapewne z tego m.in. powodu wprowadzenie reformy może zostać przesunięte o rok. A wtedy obecni uczniowie szóstych klas poszliby w przyszłym roku do gimnazjów. MEN zapewnia jednak, że mimo wszystko reformie nic nie grozi i rozpocznie się zgodnie z planem. Eksperci jednak są przekonani, że dotrzymanie terminu nie jest możliwe. Nie zdołają się do niej przygotować samorządy. Podobnego zdania są również autorzy szkolnych podręczników, którzy mówią, że dopóki nie poznają nowych podstaw programowych nie będą mogli przygotować podręczników na nowy rok szkolny.
Likwidacji gimnazjów sprzeciwia się 72 proc. samorządów ze Związku Miast Polskich. Ten pomysł krytykuje także Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty, do którego należy ok. 5 tys. dyrektorów, liderów i urzędników oświatowych. Oburzenie wzbudza przede wszystkim to, że w wyniku reformy bardzo wielu nauczycieli straci pracę. Z wyliczeń Związku Nauczycielstwa Polskiego wynika, że na bruku może wylądować nawet 37 tys. nauczycieli gimnazjów oraz ok. 8 tys. nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj