| Źródło: Infostrow.pl
Ostrowianin reżyserem i producentem pełnometrażowego filmu (trailer)
Obraz w reżyserii Jana Bluz przedstawia historie pierwszych polskich pacjentów leczonych medyczną marihuaną- legalnie i nielegalnie. Niestety, tych drugich w naszym kraju jest znacznie więcej- najprawdopodobniej nawet tysiące. Polska jako kraj z jedną z najsurowszych polityk antynarkotykowych w Unii Europejskiej nie definiuje ściśle możliwości medycznych zastosowań marihuany. W Polsce w przeciwieństwie do większości krajów w Europie za posiadanie relatywnie niewielkiej ilości marihuany można trafić do więzienia. Stąd pacjenci chcący wspomagać się tą substancją traktowani są przez prawo jak dilerzy bądź zwyczajnie ćpuni- tłumaczy reżyser i dziennikarz Jan Bluz. Jeśli nawet po złapaniu mają szczęście i dostaną wyrok w zawieszeniu, wciąż pozbawia się ich lekarstwa i odcina od chociażby wielu dróg kariery zawodowej- dodaje.
W ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii jest sprzeczność- marihuana znajduje się w dwóch załącznikach do ustawy- jednym, który zezwala na jej użycie w medycynie i drugim, który tego zabrania. Niejasne prawo i ogromna stygmatyzacja konopi w społeczeństwie sprawiają, że lekarze boją się ją oficjalnie przepisywać i zalecać. Dlatego pacjenci sięgają po nie skrycie w tajemnicy przed lekarzem i rodziną. Korzystając przy tym z usług dilera- nie apteki. Jest luka prawna, która pozwala na legalne sprowadzanie marihuany dla pacjentów zza granicy poprzez procedurę importu docelowego. Ta jednak jest niezwykle skomplikowana, a pozwolenie dostało jedynie kilkunastu pacjentów- wyjaśnia Jan Bluz. -Lekarze nie wypisują wniosków na import docelowy, nawet gdy wiedzą, że marihuana może pomóc, bo zwyczajnie boją się o swoje kariery- dodaje.
A schorzeń w których marihuana może mieć zastosowanie lecznicze nie brakuje. W krajach gdzie jest legalna do celów medycznych zaleca się ją pacjentom z nowotworami, stwardnieniem rozsianym, chorobą Leśniowskiego-Crohna, zespołem Tourette'a, Parkinsonem, padaczką, fibromialgią, AIDS czy zapaleniem stawów. Bardzo często są to ciężkie nieuleczalne choroby, w przypadku których konwencjonalna medycyna nie daje żadnej nadziei. Doniesień naukowych o zastosowaniu konopi w medycynie z każdym rokiem przybywa. Polscy politycy i urzędnicy państwowi uparcie jednak twierdzą, że tych dowodów jest wciąż za mało, by konopie szerzej udostępnić pacjentom.
Establishment polityczny boi się, że legalizacja medycznej marihuany jest pierwszym krokiem do legalizacji marihuany w ogóle. Dlatego nie chcą pomóc chorym w cierpieniu i przeciągają regulacje tej sprawy. To z kolei ociera się o łamanie praw człowieka- twierdzi reżyser. Film realizowany był nie tylko w Polsce, twórcy odwiedzili z kamerą Izrael, Hiszpanię i Słowenię, gdzie nie tylko przeprowadzili wywiady z tamtejszymi naukowcami, ale także pacjentami, lekarzami i aktywistami. Podziemie Nadziei to niezależny projekt, współfinansowany przez crowdfunding. Zdjęcia do filmu trwały ponad dwa lata, od 2015 roku. Właśnie kończony jest montaż i postprodukcja. Premiera zapowiadana jest na drugą połowę 2017 roku.
Zadaliśmy reżyserowi kilka pytań odnośnie filmu i tematyki jaką poruszył.
Infostrow: Działasz w słusznej sprawie, jak wpadłeś na pomysł by w ten sposób walczyć o ten naturalny lek dla pacjentów?
Jan Bluz: Jestem dziennikarzem. W 2015 roku moje życiowe tory poukładały się tak, że miałem więcej czasu na realizację swoich pomysłów i razem z operatorem kamery Bartkiem Bartosiewiczem zaczęliśmy niezależnie tworzyć swoje projekty. Najpierw zrobiliśmy krótki reportaż o dopalaczach. W tamtym czasie też poznaliśmy ludzi związanych z medyczną marihuaną w Polsce: Dorotę Gudaniec z Fundacji Krok Po Kroku i Kubę Gajewskiego z Wolnych Konopi. To oni wprowadzili nas w świat pacjentów i ich rodzin. Podziemie Nadziei na początku miało być krótkim reportażem. Sytuacja w tym temacie w Polsce zmieniała się na tyle dynamicznie, że stwierdziliśmy, że warto zrobić z tego pełnometrażowy film. Miejmy nadzieję, że film przysłuży się zwiększeniu wiedzy na temat medycznej marihuany w społeczeństwie. To nie jest cudowny lek i wiem, że nie pomaga wszystkim i na wszystko. Warto o tym mówić, bo z jednej strony konopie obarczone są sporym balastem stygmatu. Z drugiej, zdesperowani pacjenci wierzą, że konopie pomogą im np. wyleczyć raka – to już nie jest tak oczywiste i mogą się niestety zawieźć.
Inf: Żyjemy w świecie, w którym medycyna to przemysł farmaceutyczny, któremu nie jest na rękę, że lekarstwo można wyhodować u siebie w ogródku. Polityka jest ściśle powiązana z big pharmą, która blokuje dostęp do medycznej i rekreacyjnej marihuany. Czy uważasz że jest szansa by się to zmieniło?
J.B:Osobiście nie uważam uprawiania swojego lekarstwa w ogródku za dobry pomysł. Jeśli chodzi o tak ciężkie choroby jak nowotwory, padaczka, stwardnienie rozsiane pacjenci potrzebują leku o sprawdzonym składzie- to w większości przypadków nie jest możliwe do zrobienia w przydomowym ogródku. Z drugiej strony, nie można zabronić ludziom, by jednak sami robili sobie lekarstwo i wsadzać ich za to do aresztu i ciągać po sądach- to barbarzyństwo. To państwo powinno zająć się produkcją leku i powinno zapewnić go wszystkim potrzebującym za darmo w ramach powszechnej opieki zdrowotnej. Koszt produkcji leków z konopi jest na tyle niski, że jest to możliwe. W Izraelu pacjenci dostają medyczną marihuanę niemalże za darmo. W takiej ilości jaką potrzebują i najlepszej jakości na świecie. Nie muszą uciekać się do uprawiania jej w ogródku. Miesięczny koszt terapii równa się kosztowi zjedzenia obiadu w restauracji w Tel-Awiwie...
Jeśli chodzi o przemysł farmaceutyczny, to na dzień dzisiejszy nie możemy udowodnić, że to właśnie on blokuje dostęp do medycznej marihuany. Wiemy natomiast, że zarówno farmacja jak i konopie, które są częścią farmacji, to ogromny biznes. Korporacje farmaceutyczne zdają sobie sprawę z potencjału konopi i nie będą z nimi walczyć. Myślę, że raczej same zaczną je uprawiać i robić z nich leki, co zresztą już się dzieje.
Konopie będą stałym elementem medycyny, przemysłu, rozrywki. To jednak jest długi proces i szkoda, że zanim dojdzie do ich legalizacji wiele osób niepotrzebnie cierpi. Czy chodzi o użytkowników rekreacyjnych czy pacjentów. Pacjenci są chorzy tu i teraz. Ich nie obchodzi to, że medyczna marihuana będzie legalna za 5 czy 10 lat. Oni potrzebują tej nadziei już – nie za rok. To są osobiste tragedie, za które odpowiedzialne są konkretne ideologie polityczne, w tym wojna z narkotykami.
Wojna z narkotykami na całym świecie powoli się się kończy i faktem jest, że nie doprowadziła do niczego dobrego. Za 100 lat w książkach od historii będzie się ją opisywać tak samo negatywnie jak polowania na czarownice, czy świętą inkwizycję. Potrzebujemy racjonalnej polityki narkotykowej, która uzależnionych i narkomanów będzie traktować jak potrzebujących pomocy, a nie przestępców, a młodym udowodni, że jest dużo więcej ciekawszych zajęć niż sięganie po „zakazany owoc”. To jednak szerszy kontekst i osobne zagadnienie niż medyczne zastosowanie konopi.
Inf: Poznałeś wiele osób, którym medyczna marihuana pomaga, co możesz powiedzieć jako obserwator?
J.B: Poznałem wiele osób, którym medyczna marihuana pomaga, ale z drugiej strony poznałem wiele, którym nie pomogła. Jeszcze raz powtórzę, że marihuana czy ogólniej – konopie to nie jest panaceum i cudowny lek. To setki czynnych substancji chemicznych mających określony potencjał medyczny, który często jest jeszcze nie do końca zbadany, ale na pewno będący nadzieją dla wielu chorych. Wiadomo, że od kilku tysięcy lat konopie był szeroko używane w medycynie, a w XIX wieku były jednym z najczęściej używanych roślin w medycynie. Zmieniło się to zarówno z powodu rozpoczęcia wojny z narkotykami (która wiadomo, że jest swoistym polowaniem na czarownice XX wieku), ale także z powodu dynamicznego rozwoju współczesnej medycyny. Dziś konopie wracają z wygnania i w przyszłości zapewne będą stałym elementem konwencjonalnej medycyny. Przed nami jednak jeszcze długa droga i wiele badań klinicznych, które udowodnią, kiedy konopie są użyteczne, a kiedy nie i jakie są ewentualne negatywne skutki uboczne używania marihuany w medycynie. Pamiętajmy, że marihuana to narkotyk, który oddziałuje na mózg. Choć wiadomo, że potencjalne niebezpieczeństwo nie jest duże w porównaniu np. z morfiną, to jednak trzeba dokładnie to przebadać.
Inf: Medyczna marihuana to dla wielu osób jedyna nadzieja, Ty poznałeś wiele z tych osób. co możesz o nich powiedzieć? To narkomani czy ludzie, którzy walczą o lepsze jutro bez cierpienia?
J.B: Z pewnością nie można mówić, że osoby używające marihuany czy konopi w celach leczniczych to narkomani. To często ciężko chorzy i umierający ludzie, którym wszystkie inne leki nie pomogły. Wielu z nich konopie pomagają. Przykre jest to, że w Polsce traktowani są jak przestępcy i muszą korzystać z usług czarnego rynku, narażając się na oszustwo i płacąc horrendalne ceny. Dochodzi tu też wątek kryminalny- i choć nie znam przypadku, by pacjent został wsadzony do więzienia- to jednak z całą pewnością może zostać aresztowany, pozbawiony swojego lekarstwa, oraz przeczołgany przez system sprawiedliwości. Finalnie dostając wyrok w zawieszeniu. Znam takie przypadki w Polsce i pokażemy takie historie w filmie. Ten system jest nieludzki i należy go piętnować. W całej tej biurokratycznej machinie często brakuje zdrowego rozsądku.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj